ANIOŁ Z KŁACZKIEM opowiadanie

Już niedługo, ogarnie nas czuły nastrój, świąteczne melancholie, wspomnienia, wzruszenie… Udzieli nam się czas oczekiwania. Niech to małe opowiadanie wprawi Was w dobry nastrój, sprawi, że uśmiechniecie się, a może otrzecie łzę wzruszenia. 🙂 Przemiłej lektury do kawy, herbaty, mruczenia kota – kto ma i wie, jak to pięknie jest z gadzinką na kolanach – zaczytać się. 🙂
ANIOŁ Z KŁACZKIEM
Prawie ją nadepnęła; maleńką, pokrytą bryłkami zmarzniętego śniegu bidę na skraju wyczerpania. Nie miała siły nawet płakać. Z pyszczka wydobywały się jedynie cichutkie, zachrypnięte dźwięki, które trudno byłoby nazwać miauczeniem. Nigdy nie przepadała za kotami, ale tym razem, nie wahała się ani chwili. Owinęła kociątko we własny, miękki szal i rozejrzała. Wieczór zapadał szybko, a nie miała pojęcia, gdzie znajduje się najbliższy weterynarz. Do tej pory nie potrzebowała tej wiedzy. Zsunęła trochę śniegu z najbliższej ławki, przysiadła i sięgnęła po telefon. Wujek Google natychmiast podpowiedział najbliższy gabinet. Niestety, w tym wypadku, najbliższy oznaczało drugi koniec miasta. Ratowała ją tylko taksówka. Kociak najwidoczniej zasnął. Taką miała nadzieję, że nie umarł owinięty jej szalikiem. Wolała tego nie sprawdzać, dopóki nie dotrze do celu.
Dopiero, gdy kocię znalazło się w rękach weterynarza, odetchnęła. Na pytanie, czy zatrzyma kotka, zawahała się. Myślała raczej o tym, by zostawić go na leczenie, a później trafiłby pewnie do schroniska…
Weterynarz robił swoje. Kotek był chudy, zarobaczony i po prostu balansował na cienkiej, cieniutkiej linie pomiędzy życiem i śmiercią. Wet zajął się nim w taki sposób, że patrzyła zafascynowana. Na pierwszy rzut oka było widać, że uwielbia swoją pracę.
– Mam trzy koty. Rzucił jakby od niechcenia. – Wszystkie z ulicy. Ten biedak miał naprawdę masę szczęścia, że trafił na panią. Gdzie go pani znalazła?
Nie wiadomo, w którym dokładnie momencie przeszli na ty. Piotr opatrzył kocię i zdecydował, że na kilka dni zatrzyma je w klinice. Zachęcał Łucję, aby odwiedziła malucha za kilka dni:
– Z pewnością będzie lepiej wyglądała, bo to kotka. Ja już teraz widzę, że to będzie niezła kocia modelka. Wciąż zdumiewa mnie ludzka podłość. Jak można takie bezbronne zwierzę porzucić? Wyrzucić? Podejrzewam, że kociaków mogło być więcej, ale nie miały tyle szczęścia…
Gdy zapytała o kwotę za leczenie, machnął ręką:
– Nie trzeba. Do zobaczenia za kilka dni. Pomyśl nad imieniem dla znajdki. To wystarczy.
W drodze powrotnej wciąż czuła niezbyt przyjemny zapach kocięcia. Postanowiła oddać szalik do pralni. Zachowanie Piotra ujęło ją. Mimo, że nie nalegał, czuła, że bardzo by chciał, aby kot znalazł dom właśnie u niej. Nie wyobrażała sobie tego; wszędzie sierść, kuweta, kocie żarcie, zabawki… Podrapane meble, pogryzione kwiatki. „Mam na zastanowienie kilka dni.” Pocieszała się, przekraczając próg pralni, pod jakże dziś, przekorną dla niej nazwą: „Puszysty Tygrysek.”
Gdy po kilku dniach, dotrzymała obietnicy i pojawiła się w progu kliniki, Piotr uśmiechnął się szeroko:
– Jesteś! Cudnie! Zaraz przyniosę koteczkę.
Nie poznała jej. Puchata kuleczka wylądowała w jej dłoniach i natychmiast oblizała palce różowym, szorstkim języczkiem. Przybrała na wadze. Pięknie pachniała. Miauczała czystym, dźwięcznym głosikiem. Bystre oczka wpatrywały się w Łucję za każdym razem, gdy ta coś mówiła.
– No, ja już widzę, że jesteście sobie przeznaczone. – Piotr sięgnął po kartkę. – Wymyśliłaś imię?
– Szczerze mówiąc wymyśliłam ich tak wiele, że nie mogę się zdecydować; od pospolitych puszków – po naprawdę cudaczne.
– Powiedz! Wypiszemy i wybierzemy.
Kolejne pół godziny wybierali i zaśmiewali się do łez. W końcu stanęło na Konstancji. Piotr zachwycił się:
– Doskonałe imię! Oczywiście, nadal nie nalegam, jeśli nie jesteś zdecydowana…
– Jestem! – Powiedziała szybko. – Nigdy nie miałam żadnego zwierzęcia. Mam tremę.
– To zrozumiałe. Pomogę ci we wszystkim; w zakupie całej wyprawki, w doborze karmy. I jak coś, możesz dzwonić o każdej porze dnia i nocy.
A później była biblioteka. Nawet nie wiedziała, że ma ją o kilka kroków od domu. Weszła tam tylko po to, aby wypożyczyć jakiś poradnik o opiece nad kotami. Utknęła na dwie godziny. Przemiła bibliotekarka po prostu ją „zaczarowała.” Wyszła obładowana kilkoma książkami. Już dawno nie rozmawiała z kimś w tak otwarty i serdeczny sposób. Im bliżej było świąt, tym niebo zsyłało jej kolejne prezenty. Była tym wszystkim trochę oszołomiona.
ROK PÓŹNIEJ
Za oknem sypał gęsty śnieg. Miasto tonęło w bieli. Konstancja wyrosła na prawdziwą, kocią damę, co nie przeszkadzało jej gubić morza kłaczków, przewracać kubków z kawą, czy żądać głasków o dziwacznych porach. Uwielbiała wieczorną porę, kiedy Łucja siadała w fotelu i sięgała po książkę. Czasem czytała półgłosem. Kocica wsłuchiwała się w brzmienie jej głosu i wtórowała głośnym mruczeniem. Gdzieś w tle tykał zegar. Rok to dużo i mało. Łucja wtuliła dłoń w kocie futro. Od jakiegoś czasu myślała o towarzystwie dla Konstancji. „Już ty długo jedynaczką nie będziesz.” Umówiła się z Piotrem, że jeszcze przed świętami odwiedzą schronisko… Piotr. On także pojawił się jak niespodziewany prezent.
Konstancja otworzyła skrzynię ze skarbami; gdyby nie to zimowe popołudnie, gdy postanowiła zakończyć wszystko. Gdyby nie zmarznięta puchata kuleczka, której nie potrafiła tak po prostu zostawić. Gdyby nie konieczność wizyty u weterynarza. Gdyby nie zauważyła tej biblioteki… Gdyby… Dlaczego założyła rok temu, że już nic się w jej życiu nie zmieni?
„Każda nowa chwila, jest ważniejsza od tej, która właśnie minęła.” Powiedziała kiedyś bibliotekarka, gdy rozgadały się o Annie Kareninie. „Zbyt rzadko dajemy szansę niebu, by nas obdarowywało, tym, co najlepsze dla nas.”
Łucja pochyliła się i pocałowała koci łepek. „Może ty jesteś po prostu aniołem na czterech mięciutkich łapkach? Wszak od ciebie zaczęły się cuda w moim życiu.” Konstancja mruknęła głośno i zaczęła ugniatać łapkami koc na kolanach swej pani.
Łucja pochyliła się nad książką. W tym roku będzie je spędzać z Piotrem, „panią od książek” i Konstancją i być może nowym, kudłatym domownikiem. „Święta z kłaczkiem, to całkiem fajna opcja!” stwierdziła wesoło, gdy Piotr zadzwonił i zapytał, czy może wziąć ze sobą swoje trzy bestyjki.
Zapatrzyła się na padający śnieg. „Za każdym płatkiem śniegu może kryć się szczęście, choć może zupełnie inne od tego, którego pragniemy, lub które sobie wyobrażamy.”
/Katarzyna Justyna Zychla/

You May Also Like

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *